Archiwum 31 stycznia 2005


sty 31 2005 list
Komentarze: 4

Sorki,ze tak cholernie dlugo nie pisalam,ale dzis dopiero wstyalam z lózka...mialam  goraczke,potworny katar, kaszel i ogólnie syf totalny.

Zaczely siem ferie. W sobote mialam urodzinki(dostalam "Wolnych ciutludzi" i przerazajacy karmazynowo-czarny sweter-" Byly rózne,bezowe,brazowe,oliwkowe,ale wszystkie jakies takie bure...a ten jest taki zywy,slicznie ci w nim..."grrrrrrrrr!). I z tej okazji pisze list do siebie, który powinnam przeczytac za rok.

 

hejka!ponieważ się znam, wiem, że się nie obrażę o brak daty,wstępu,rozwinięcia,zakończenia,naglówka i innych dupereli. poniewaz z klawiatura dzieje mi siem cos wybitni8e interesujacego,bede siem streszczac...szlag,otwarl mi siem"mój komputer", chociaz nic nie naciskalam...skad on mi sie tu wzial?!

chyba cos mi nie idzie.Dobra, bede pisac po prostu krótka relacje z 12-roku zycia, zebym mogla go sobie przypomniec.

OK, jedziemy. W poprzednie urodziny rodzice sie poklócili, wiec zdarzyl sie cud i tata zabral mnie do kina, zeby byc jak najdalej od domu. Cale ferie sleczalam nad praca o Beskidzie Malym, po czym sie okazalo,ze mielismy jaoddac w maju dopiero. Luty byl njbardziej udanym miesiacem w moim zyciu:dostalam kompa, urzadzilam urodziny w Parku Wodnym, przeszlam do finalu olimpiady, dostalam walentynke i tanczylam z chlopakiem na dysce. W marcu bylam na urodzinach oskara,które wspominam jako koszmar:ja i megg przyszlysmy w jednakowych bluzkach,szwedach i w takich samych fryzurach. nie bylo juz czasu leiec do domu sie przebrac. Potem stluklam polowe szklanek i dostalam uczulenia na cienie do powiek. Cudownie! Poczatkiem kwietnia odkrylam Jacka Kaczmarskiego i nauczylam siem jego piosenek na pamiec. 11 kwietnia zmarl. Doszlam do wniosku, ze jestem aniolem smierci.A, w kwietniu zostalam jeszcze laureatka olimpiady. W maju byla zielona szkola. Gajka odbila mi wtedy chlopaka(no, nie chodzil ze mna, ale np. w przeddzien zielonki dal mi bransoletke. nie wytrzymala nawet tygodnia-gajka ja mi zerwala). 3 czerwca do Krakowa przyjechal Terry Pratchett. W kolejce po autografy ustawilo sie kilka tysiecy ludzi, glównie studentów. Stalismy 4 godziny w deszczu przed Empikiem, az w koncu poszlam do ochroniarza i postanowilam wykorzystac swój wiek oraz umiejetnosc wybuchania placzem na zawolanie. Ale ten nieczuly dupek stal tam jak skala, wiec w koncu zobaczylam tylko dziwaczny kapelusz Pratchetta. Pod koniec czerwca poklócilam sie z cala klasa i stracilam przyjaciólke. W lipcu pekly nam rury i zaczelo cieknac z sufitu, wiec po powrocie znad morza czekala nas mokra niespodzianka. W sierpniu zaczal sie remont i ewakuowalam sie do babci. Remont sie skonczyl dopiero koncem wrzesnia i wtedy wrócilam do szkoly. W pazdzierniku stolarz zapomnial zrobic mi do pokoju szafy, wiec caly miesiac spedzilam na pudlach. W listopadzie dostalam sie do etapu rejonowego w olimpiadach matematycznej i humanistycznej. W grudniu babcia dostala zawalu i miala bajpasy(czy jakos tak-cos jej z tetnica robili).A styczen opisalam juz na blogu.

Jak widzisz(a wlasciwie:jak zobaczysz) to byl cholernie udany rok:( .Czekam z utesknieniem na przyszlosc chociaz watpie,by byla choc troche jasniejsza.

lukrezi@borgia : :