Komentarze: 4
Jest sporo rzeczy, o których warto by było napisać.
- o beznadziejnej pogodzie i codziennych deszczach
- o znalezionym w Darłowie kiosku, w którym jest więcej mang shojo niż w krakowskim Empiku
- o oczekiwaniu na drugi tom Tokyo Mew Mew
- o genialnym pomyśle na dyskowego fika
- o właśnie przeze mnie odkrytym zespole Within Temptation, który jest lepszy od Gregoriana
- o "Księdze Małgorzaty" i średniowiecznych poglądach na emancypację.
Ale nie napiszę.
"... podczas burzy w Kolonii zginęła trzydziestodwuletnia Polka." - podało radio. Nikt nie wspomniał, że robiła najlepsze naleśniki na świecie. Że skończyła trzy kierunki studiów, że była malarką i gdyby miała jeszcze szansę, w ciągu najbliższych lat stałaby się sławna. Że znała biegle siedem języków i jako jedyna w rodzinie umiała zmieniać w rowerze przerzutki. Że miała jak co roku przyjechać w sierpniu z Niemiec do Polski. Nikt nie wspomniał, że była jedną z najwspanialszych osób na świecie, że zabierała mnie w góry, a nad łóżkiem w moim pokoju wisi jej obraz. Że czytała Pratchetta i nie ziewała, gdy zaczynałam jej opowiadać o swoich problemach. Że była zawsze pełna życia i nosiła dziwne fryzury...
Nikt nie wspomniał, że była moją ciocią.
Wracała z pracy. Miała do domu pięć minut na rowerze...mocniejszy powiew wiatru i spadła na nią z drugiego piętra szyba. Szkło trafiło w tętnicę szyjną.
Bez sensu.
Nawet w to do końca nie wierzę. To takie... nierealne.
Nigdy więcej jej nie zobaczę. NIGDY.