Archiwum sierpień 2005


sie 30 2005 Goł bak tu skul.
Komentarze: 8

Ech... wakacje się kończą i zostałam zmuszona poczynić przygotowania do nowego roku szkolnego...

Oto one:

Zmasakrowanie sobie włosów u fryzjera w Mszanie Dolnej. Wyglądam, jakbym miała na głowie pióra. Kupno podręczników i zeszytów... Jednodniowa depresja spowodowana nagłą świadomością, że idę do zoo dla kujonów. Kłótnia z mamą, która kategorycznie zabroniła mi zjawić się w pierwszym tygodniu szkoły w glanach. Podobno "Mam zrobić dobre pierwsze wrażenie i udawać normalną". No comments. Sprawdzenie połączeń na trasie Dębniki- Studencka.  Tylko jeden autobus.

 

Taaa... więc mam "udawać normalną". Najlepiej zjawić się w różowej bluzeczce z misiem i ulizanym kucykiem. Bleeeeeeeeeee!!!

lukrezi@borgia : :
sie 12 2005 A teraz nastąpi ciąg zjawisk znanych jako...
Komentarze: 2

- Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!
(Lukrezia skacze na jednej nodze)
- Hihihhhihiii!
(Lukrezia potyka się o dywan. Niezrażona wstaje i powraca do siania chaosu)
- Hopla-la!
(kot z przerażeniem ucieka do szafy)
-Oł jeeeeee!
(sąsiedzi tłuką się w ścianę)
- Juhuhu- hu-hu-huuuu...
(Lukrezia dostaje zadyszki)

Yhm...no tak. To może wyjaśnię powód mojego nagłego przypływu optymizmu.
Otóż... Lukrezia spotkała się ze SStefan!
Umówiłyśmy się pod półką Terry'ego w Ępiku. Bałam się jak... no, jak coś bardzo bojaźliwego. Rzeczą oczywistą było, iż nawet, jeśli ze zdenerwowania nie przewrócę regału, wyjdę na infantylną idiotkę.
Spotkałyśmy się, zeszłam nawet po schodach bez tradycyjnego łubudu. Pierwsze pięć minut można policzyć jako udane.
Następne sześć godzin róznież, jeśli pominąć nasze mamy gadające tylko "A za komuny to były tylko kartki na kartki", fakt, iż potykałam się o każdy mijany krawężnik i wredny tekst SStefan "Seimaden? Oooo, to pornole się czyta?". Po powrocie do domu mama z miejsca złapała za mangę, by ją skontrolować i w razie czego przywrócić mi pion moralny. A w Seimadenie przez trzy tomy postaciom się udało moze ze dwa razy pocałować!
Przeszłyśmy przez Kazimierz z pieśnią (a konkretnie "Taki mały, taki duży, może kozę czcić") na ustach, skonsumowałyśmy pizzę w mhrocznym ogródku restauracyjnym prowadząc inteligentny dyskurs na temat seppuku (ludzie przy sąsiednim stoliku odsunęli się od nas nieznacznie).
Umówiłyśmy się na następny dzień, w samo południe pod półką Pratchetta.
Moich perypetii przy docieraniu na miejsce opisywać nie będę, dość, że powiem, iż trzy razy minęłam właściwy przystanek. Cóż, mama pierwszy raz puściła Lukrezię samiuteńką na Rynek...ehem.
Jakiś czas spędziłam ze SStefan nad "Nanny Ogg's Cookbook" szukając rysunku Vetinariego, potem przegoniłyśmy parę osób stojących w pobliżu rozmową o tym, co byśmy zrobiły Lady Margolotcie, jakbyśmy ją dopadły (wredna stara wampirzyca! Patrycjusza mi odebrałaaa...).
Następnie sporo czasu spędziłyśmy w Matrasie, nadrabiając mangowe zaległości. W końcu, po dziesięciu telefonach od mojej troskliwej rodzicielki zaprowadziłam SStefan i jej mamę do naszego domu. Dosyć okrężną drogą, muszę przyznać... cóż, nigdy nie mówiłam, że mam dobrą orientację w terenie.
Coby tu jeszcze... ach, pokazałam SStefan nasz wspaniały obelisk Elvisa Presley'a stojący przy mocno już dziurawej Alei Elvisa Presley'a. Wiadomo, taki kicz to niezwykły symbol naszej polskiej kultury...
Spędziłyśmy jeszcze cztery godziny na gadaniu niewiadomooczym i śmianiu się z efektów mego wysiłku nieodmiennie prowadzacych do całkiem ładnej papierowej łódeczki. Całkiem ładnej, tyle że dwa razy mniejszej, niż być powinna... hmmm... a przecież robiłam wszystko bezbłędnie!
Teraz na półce stoją dwa statki zrobione z identycznych ulotek- jeden mój, drugi SStefan. Można je sobie porównać, jako świadectwo mych umiejętności paranormalnych.
I to w zasadzie tyle, co mi zostało...

lukrezi@borgia : :
sie 02 2005 Wróciłam.-zdanie pojedyncze, pozbawione...
Komentarze: 4

Jest sporo rzeczy, o których warto by było napisać.
- o beznadziejnej pogodzie i codziennych deszczach
- o znalezionym w Darłowie kiosku, w którym jest więcej mang shojo niż w krakowskim Empiku
- o oczekiwaniu na drugi tom Tokyo Mew Mew
- o genialnym pomyśle na dyskowego fika
- o właśnie przeze mnie odkrytym zespole Within Temptation, który jest lepszy od Gregoriana
- o "Księdze Małgorzaty" i średniowiecznych poglądach na emancypację.
Ale nie napiszę.

"... podczas burzy w Kolonii zginęła trzydziestodwuletnia Polka." - podało radio. Nikt nie wspomniał, że robiła najlepsze naleśniki na świecie. Że skończyła trzy kierunki studiów, że była malarką i gdyby miała jeszcze szansę, w ciągu najbliższych lat stałaby się sławna. Że znała biegle siedem języków i jako jedyna w rodzinie umiała zmieniać w rowerze przerzutki. Że miała jak co roku przyjechać w sierpniu z Niemiec do Polski. Nikt nie wspomniał, że była jedną z najwspanialszych osób na świecie, że zabierała mnie w góry, a nad łóżkiem w moim pokoju wisi jej obraz. Że czytała Pratchetta i nie ziewała, gdy zaczynałam jej opowiadać o swoich problemach. Że była zawsze pełna życia i nosiła dziwne fryzury...
Nikt nie wspomniał, że była moją ciocią.

Wracała z pracy. Miała do domu pięć minut na rowerze...mocniejszy powiew wiatru i spadła na nią z drugiego piętra szyba. Szkło trafiło w tętnicę szyjną.
Bez sensu.
Nawet w to do końca nie wierzę. To takie... nierealne.

Nigdy więcej jej nie zobaczę. NIGDY.

lukrezi@borgia : :