Komentarze: 2
Szlag mnie trafia, ergo sum...
Szlag mnie trafia, ergo sum...
Tak wyglądała moja recenzja wypracowania na temat „Gdybym miała Pierścień Władzy...” , które pisałam miesiąc temu na polskim. Mieliśmy napisać takową, by samodzielnie ocenić nasze błędy itepe...
Tak więc, oto moja wspaniała recenzja:
Moje wypracowanie jest absolutnie pozbawione sensu. „Coś”, co napisałam, zawdzięcza wszystko twórczej mocy zdenerwowania.
Zaczęłam je w przekonaniu, iż zdążę zamieścić sporo bitew i ogólnego wszechogarniającego Mroku. Jak się później okazało, niesłusznym.
W efekcie cały okres posiadania przez elfów Pierścienia zamknął się w słowach:
„-W końcu...teraz świat zadrży przed naszą potęgą! A zwłaszcza autorzy słowników zawierających hasło „Elfy” !”
Tak więc zaplanowana czarna rozpacz ludzkości, płacz, zgrzytanie zębów, itede,itepe , zostały drastycznie pozbawione racji istnienia.
Owszem, praca była nie na temat, ale miała być! Gdybym miała jakieś pięć godzin, a znad ucha usunięto by mi jęczącą Szybę,jestem pewna,iż stworzyłabym wielkie dzieło,które ludzkość wspominałaby z deszczem przerażenia. Moje wypracowanie trafiłoby do podręczników...pod hasłem "Tego nie robić"
Nie rozumiem, czemu pani po przeczytaniu tego zaczęła się śmiać...ja pisałam absolutnie na poważnie. Fakt,że za wypracowanie dostałam 5+ nie zdejmuje ze mnie obowiązku usprawiedliwienia się (choćby przed samą sobą).
Obecnie dołuję się moją średnią...jak dobrze pójdzie, będę miała 5,5. A jak źle pójdzie to 5,4... ludzie, w tamtym roku miałam 5,7! Co się ze mną, do jasnej cholery i pingwinów, dzieje?!
Może bym się przynajmniej wyspała \^o^/(to coś to ziewnięcie, nie Rudolf, czerwononosy renifer).
Boshhhh...przez trzy godziny wuefu ćwiczyliśmy jeden układ taneczny(na koniec roku mamy robić za czirliderki- no comments), przy czym muzykę zmienialiśmy za każdym razem,więc tempo było...trudne do ustalenia. Od "Dilemmy" po Krakowiaka...
Poza tym problemy z feralnym "Przeminęło z wiadrem...yyyyyy...wiatrem" . W czwartej klasie potknęłam się, czytając wypożyczone ze szkolnej biblioteki dziełło i wylądowałam z nim w błocie. Szczerze mówiąc, byłam bardziej uszkodzona od książki,która miała tylko kilka brązowych plamek na grzbiecie. Ale teraz się okazuje,że muszę to odkupić...ale gdzie ja, do jasnej cholery i do pingwinów, mam znaleźć identycznie wydany drugi tom?!
A, no i jeszcze pielęgniarka, która mi zrobiła awanturę,że zapomniałam książeczki zdrowia i nie może mnie dzisiaj zaszczepić i na pewno to zrobiłam specjalnie i po prostu ludzie nie szanują ludzkiej pracy i jestem tego najlepszym przykładem i ona tutaj w piętkę goni i żadnej wdzieczności i co to za pokolenie...w tle chichoty klasy i świadomość, że jestem czerwona jak burak. Ale ja naprawdę zapomniałam...
Podtrzymuję wczorajszą tezę: życie jest okrutne dla...tego...czym to ja wczoraj byłam?
Dzień Sportu w naszej kofffanej szkole. Coś strasznego: wszystkie klasy wyganiają na malutkie boisko i trzymają przez...chwila...sześć godzin. A może i dłużej, po prostu nasza klasa rozsądnie stwierdziła, iż przegrała walkowerem i się zmywamy, bo mamy autobus o 14:25.
Najpierw były fatalnie zorganizowane biegi wytrzymałościowe, następnie fatalnie zorganizowane biegi przełajowe, następnie fatalnie zorganizowana cała impreza.
Przeżyłam ją tylko dzięki mistrzowi Obi-Chrisowi, z którym pojedynkowałam się przez prawie cały czas jej trwania na niewidzialne miecze świetlne. Posiekał mnie na kawałki, ale tylko dlatego,że oszukiwał-wcześniej zdążyłam cztery razy uciąć mu głowę, na co nawet nie zwrócił uwagi. Cholera, myślałam, że chociaż Jedi grają fair...
Poza tym próbowałam przeciągnąć na ciemną stronę Mocy pół szkoły, ale nie osiągnęłam nic ponad zasianie zwątpienia w sercu Yody-Elektrody (megg).A Chris stwierdził jeszcze,że Sith nie może być kobietą. Życie jest okrutne dla kreatur z otchłani piekieł =(
A teraz o mojej przygodzie z wampirem.
W nocy było zimno,więc spałam pod kołdrą, przykryta aż po czubek głowy. Jedyny fragment mnie, jaki był na zewnątrz, był mą stopą. Ale czy taki drobiazg miałby przeszkodzić zdesperowanemu krwiopijcy?
Tak więc jestem dumną posiadaczką czternastu ukąszeń komara na jednej nodze. Szlag!
Choroba, Los jest dla mnie zbyt łaskawy...
Wczoraj wieczór dostałam prezent na Dzień Dziecka- Sony Ericssona T290i z polifonią, kolorowym wyświetlaczem i niewiadomoczym... myślałam,że skacząc wybiję głową dziurę w suficie =)
No, a dzisiaj...matematyka: po raz pierwszy od dwóch miesięcy rozumiem temat (przenoszenie odcinków). Informa: w ciągu jednej lekcji zaliczyłam na piątki trzy prace,które reszta klasy robiła przez dwa miesiące( znaczy, mamy jedną informatykę tygodniowo, całkiem sporo nam ich przepadło, a na jednej lekcji grali w "Mario" zamiast coś konretnego robić). Przyroda: prawdopodobnie dostanę szóstkę na koniec roku.
A,no i jeszcze zakochałam się! Spokojnie, nie w facecie, ale w Megatokyo. Wstyd się przyznać,ale dopiero wczoraj wieczorem natknęłam się na to dzieło...Boshe, scena, gdy Largo zaczyna się uganiać za zombie zwala z nóg!!!No i boski Dom,facet od koszulek =]Od dziś ogłaszam "Megatokyo" moją ulubioną mangą!!! Przebiło nawet "Aladyna"...
Życie robi się przerażająco miłe.
I wcale się z tego nie cieszę...znam je zbyt dobrze. Im piękniejszy był rozkwit,tym upadek zrobi większe wrażenie. Coś się za chwilę spieprzy, wiem to! Za długo jestem sobą...